Podobno trzeba pomieszkać kilka tygodni w Bangkoku, aby to miasto pokochać lub znienawidzić. Wydawało mi się to trochę naciągane. Przecież jeśli już czułem się zmęczony tą metropolią to nie pojawi się tu nagle więcej parków lub nie zmniejszy się maksymalny tłok. Jednak po kolejnym tygodniu w tym mieście znajduję w nim swoje miejsce. Teraz jestem bliższy pokochania niż znienawidzenia tego miasta. Przede wszystkim przez ludzi jakich tu można spotkać.

love #bkk

love #bkk

Choć naprawdę poczułem więź z Bangkokiem gdy zobaczyłem go z góry. Widok z 64 piętra na tak ogromny obszar zamieszkany przez ludzi jest czymś niesamowitym. Działo się to podczas konferencji Asbiro „Poznaj biznes w Tajlandii i Singapurze”. Po pierwszym dniu prelekcji pojechaliśmy tuktukiem (mój pierwszy raz, po prawie 4 miesiącach pobytu) na 64 piętro budynku Lebua State Tower do rooftop baru. Słynnego z powodu nakręcenia tam kilku scen dla filmu Kac Vegas 2.

foto z blgoa whereverilaymytrilby.files.wordpress.com

foto z bloga
whereverilaymytrilby.files.wordpress.com

Temu wydarzenie będzie poświęcone głównie podsumowanie z tego tygodnia.
Zaczęło się już w środę, gdy do Piotra Motyla, z którym współpracuję, dotarli pierwsi goście. Wyruszyliśmy wszyscy razem w miejsce w którym też jeszcze nie byłem. Nazywa się to Train Market i ma bardzo ciekawy klimat. Jest to kompleks na który składa się normalne tajskie targowisko (już nie stanowi to dla mnie większej atrakcji), ale także kilkanaście kontenerów z małymi barami i knajpkami. Do tego bez uciążliwych turystów (albo z minimalną ich ilością). Rewelacja. Choć dla mnie, aktualnie pijącego jakikolwiek alkohol bardzo rzadko, przyjazd rodaków był bardzo ciężki. Po pierwszym dniu już unikałem nawet piwka:)
W czwartek wziąłem się do pracy ok 14 i gdy ją skończyłem od razu ruszyłem do hotelu Mandarin Bangkok, gdzie odbywała się kolacja inauguracyjna. Tam spotkałem wiele ciekawych osób (oczywiście także z Poznania, bo gdzie mielibyśmy się poznać) i pointegrowaliśmy do późnych godzin. Dla mnie ograniczeniem była godzina kursowania metra i kolejki na lotnisko. Poza tym następnego dnia czekała mnie bardzo wczesna pobudka.

Z nią natomiast nie było najłatwiej. Zwykle wstaję w Tajlandii ok 10, tym razem budzik niemiłosiernie dzwonił już o 7:30. Motywacja była jednak na tyle wystarczająca, aby pozwolić zimnej wodzie mnie obudzić. Zdecydowanie było warto, bo prelegenci na konferencji byli naprawdę bardzo kompetentnymi ludzi w temacie Tajlandii. Więcej o jej przebiegu możesz przeczytać tutaj.

Po pierwszym dniu pokazałem grupie nowych znajomych Lumpini Park wspaniałe miejsce w Bangkoku. Potem wszyscy spotkaliśmy się w rooftop barze, o którym już pisałem we wstępie do dzisiejszego raportu

Po wszystkim ruszyliśmy do sprawdzonego miejsca, czyli Train Market. Tym razem w dużo większym gronie, bo wiele osób jeszcze tam nie było. Miejsce bardzo imprezowe, więc wracaliśmy na raty. Na szczęście nie skończyło się to takimi samymi przygodami jak Kac Vegas.

Drugi dzień to jeszcze trudniejsza pobudka. Z tego względu start konferencji był nieco opóźniony. Na szczęście dotarłem na czas, bo agenda była jeszcze ciekawsza. Swoimi spostrzeżeniami dzieli się z nami Polacy, którzy już mieszkają w Tajlandii i osiągnęli tu sukces. Masa inspiracji. Szczególnie ze względu na różnorodność branż oraz osobowości.

12742045_496487430476587_5844800302321787509_n

Na niedzielę nie planowałem nic specjalnego, ale gdy już odespałem kilka dni imprezowania i deficytu snu to zdecydowałem się trochę pozwiedzać. Lubię pływać łodzią, więc wybrałem ten środek komunikacji (w normalne dni zbyt wolny i nieprzewidywalny).

DCIM101MEDIA

Postanowiłem odwiedzić muzeum Jima Thompsona. Człowieka, który zbudował piękny dom oraz szacunek w Bangkoku (wystarczyło adresować listy Jim Thompson Bangkok, aby dotarły do adresata). Wszystko dzięki temu, że odkrył i rozsławił tajski jedwab. Wpisywało się to też zdecydowanie w kwestie poruszane na konferencji apropos robienia biznesu w Tajlandii. Jim był dobrym prekursorem:)

Dom Jima Thompsona

Dom Jima Thompsona

Potem wybrałem się bez pośpiechu w miejsca w którym zamierzałem poddać się masażowi nóg. Po drodze robiłem sobie przerwy na jedzenie i desery.
To była dobra niedziela.

To był też dobry tydzień.
Kolejne ciekawe kontakty i mocne życiowe inspiracje.
Kolejny tydzień z treningami.
Oraz kolejny tydzień z pisaniem. Dzisiaj świętuję 50 dzień z rzędu. Choć nie zawsze udaje mi się osiągnąć próg 1000 słów dziennie to jednak bardzo się cieszę z dotychczasowego sukcesu. To już półmetek!

Udanego tygodnia życzę wszystkim czytającym te słowa.

p.s. ale ciężko opisuje się stacjonarne życie w mieście… Także na pewno nie będzie reportaży Tydzień w Poznaniu 😉

Share This

Pokaż Światu jakiego fajnego bloga czytasz

Z każdym udostępnieniem zbliżasz się do życia wolnego od lokalizacji