W 7 dni udało nam się wsiąknąć w Nowy Jork w zadowalającym dla nas stopniu. Zwiedziliśmy różnorodne dzielnice. Widzieliśmy miasto z jednego punktu widokowego i kilku rooftop barów. Wzięliśmy udział w 4 wycieczkach. Byliśmy na meczu NBA, stand-upie w piwnicy na Brooklynie i nagraniu talk-show z laureatką Oskara.
Zrozumieliśmy, dlaczego Nowy Jork jest zupełnie innym miastem niż cokolwiek, czego wcześniej doświadczyliśmy w Europie, Azji i Ameryce Południowej.
Jeśli interesują Cię tylko informacje praktyczne, to znajdziesz tu wiele informacji o cenach i zniżkach (Nowy Jork potrafi być wymagający dla kieszeni).
Na początku opisuję tło tej wyprawy dla nas. Dużo w tym wpisie moich osobistych odczuć i stworzony jest w formie kroniki. Taki pamiętnik dla mnie, który może też być przydatny dla Ciebie.
Przed Nowym Jorkiem
Pierwsze wspomnienie z Nowym Jorkiem mam chyba podobne do większości osób z mojego pokolenia. 11 września. Pamiętam z tego dnia korytarz przed szatniami w gimnazjum i jakiś komentarz wuefisty. Później nieobecną nauczycielkę od biologii, która mówiła, że pracował tam jej brat. Z tego, co pamiętam, to przeżył.
Kiedy pojawiła się pierwszy raz chęć, aby tam pojechać? Dzięki temu teledyskowi.
Równocześnie czytałem mnóstwo książek o sukcesie, które naładowane są historiami o sukcesie „made in USA”. Dodatkowo „Friends” i mnóstwo filmów oraz seriali, których akcja dzieje się na Manhattanie.
Bardzo chciałem tam pojechać, ale nie było to marzenie porównywalne z tym, aby spędzić 30 urodziny w ciepłym kraju. (O powodzeniu tego zamierzenia opowiadałem na TEDx). Było sporo trudności m.in. mieszkając w Poznaniu, miałem wątpliwości co do aplikowania o wizę, co łączyło się z koniecznością wycieczki do Warszawy. Tym bardziej nie mając pewności, czy się uda ją uzyskać.
Nowy Jork musiał czekać.
Gdy już włączono nas do Visa Waiver program to wydawało się, że możemy polecieć z moją ówczesną partnerką (dzisiaj żoną) w grudniu 2019. Zrezygnowaliśmy tylko z powodu zaproszenia na jedno wystąpienie (z perspektywy czasu mało ważne). Pomyślałem, że odkładamy wyjazd tylko na kilka miesięcy, a teraz trzeba być profesjonalistą. Jednak w marcu 2020 okazało się, że wyjazd odkładamy na duuuużo odleglejszy termin.
Po ponownym otwarciu granic również nie mogliśmy z wielu powodów jechać, aż wreszcie nadszedł ten czas. Po powrocie z zimowego workation na Kanarach już myśleliśmy tylko o jednym. Plany skomplikowała wojna na Ukrainie, ale z powodu rosnącego kursu dolara i ogólnej niepewności postanowiliśmy tylko skrócić pobyt z 3 tygodnie (miało być jeszcze Miami i Waszyngton) do 1 tygodnia.
Oczywiście nie mogło być za prosto 🙂
10 dni przed wylotem poczułem się gorzej. Szybki test na koronę i wynik: pozytywny. Intensywnie szukaliśmy alternatyw i opcji zmiany terminu lotu. Ostatecznie ze mną było coraz lepiej. Już na kilka dni przed lotem byłem ¨negatywny¨ (nie sądziłem, że tak szybko to potrafi się zmienić).
Decyzja. LECIMY.
Loty i noclegi
Korzystając z uroków pracy zdalnej i naszej sytuacji rodzinnej (pochodzę z Poznania, a moja żona z Łodzi), kilka miesięcy temu kupiliśmy dom na przedmieściach Konina (temat na osobny wpis). Najbardziej naturalnymi bazami startowymi są Poznań i Warszawa. Lotnisko w Łodzi jest położone 4 kilometry bliżej niż Ławica, ale niestety ma bardzo mało lotów w ofercie.
Cenowo obie opcje to był zbliżony koszt ok 2000 zł za osobę, więc wybraliśmy Poznań. Bliżej, możliwość noclegu u rodziny i chęć wsparcia lokalnego lotniska. Lot kupiliśmy przez pośrednika Opodo w Lufthansie z przesiadkami we Frankfurcie i Monachium. Niestety przy próbie przełożenia (gdy jeszcze tydzień przed lotem miałem wynik pozytywny) okazało się, że jest to niemożliwe mimo zaakceptowania przez nas proponowanych dopłat. Mieliśmy kontaktować się znowu za 48h, a czas mijał. Na szczęście doszedłem do siebie i mogliśmy lecieć w pierwszym terminie.
Poszukiwania noclegu były zimnym prysznicem, bo ceny hoteli w Nowym Jorku są naprawdę wysokie. W takiej sytuacji poszukiwaliśmy czegoś na AirBnB z własną łazienką, dostępem do kuchni, wysokimi ocenami i spokojną dzielnicą. Ostatecznie udało nam się znaleźć takie miejsce, za które zapłaciliśmy ok 2600 zł. Szczególnie dzielnica (Astoria) była dobrym wyborem, bo do Central Parku jechaliśmy w 15 minut.
Robiliśmy research atrakcji. Kupiłem bilety na mecz NBA Brooklyn Net (25$ za sztukę). Kasia monitorowała możliwości uczestnictwa w różnych talk show na widowni (strona 1iota.com). Zrobiliśmy też sobie kalendarz atrakcji i wycieczek (korzystaliśmy z Free Tours by Foot), które chcemy zrobić w określonym dniu.
Oglądałem też mnóstwo wycieczek video live. Trochę mnie to przygotowało, ale było też lekko przytłaczające. Nie jest w moim stylu aż tak bardzo się przygotowywać. Lubie iść z flow. Jednak ta wyprawa rządziła się swoimi prawami 🙂
W końcu nadszedł ten dzień…
Wyprawa – dzień 1
Nie mogłem zasnąć z ekscytacji, a lot był już o 6 rano z Poznania. Bez problemu dolecieliśmy do Frankfurtu, gdzie mieliśmy 3 godziny oczekiwania przed kolejnym lotem. Choć kiedyś tam lądowałem, to nie byłem świadom, jak wielkie jest to lotnisko. M.in. raz na naszej trasie mieliśmy zejść schodami na dół i sugerowałem, żebyśmy zjedli coś wcześniej, bo”później już nic nie będzie”.
Okazało się, że mieliśmy do przejścia jeszcze kilkadziesiąt minut, mijając po drodze dziesiątki restauracji, stanowisk do gier, odpoczynku i lotniskowego kina. Dałem mojej żonie okazję do szyderki przez wiele kolejnych wizyt na lotniskach tego typu 🙂
Drugi lot był trochę frustrujący, bo tablet z rozrywką pokładową Kasi nie działał. Zgłaszaliśmy to przed startem, za każdym razem słysząc odpowiedź „za moment naprawimy”. Mimo wielokrotnego przypominania to nie zostało naprawione przez cały 9-godzinny lot.
Wreszcie wylądowaliśmy. Legendarne JFK.
Lotnisko rozczarowało. Wsiedliśmy szybko w AirTrain, który miał nas zawieźć do Jamaica Station. Punktu przesiadkowego do systemu metra. Dopiero w tym miejscu trzeba zapłacić 8$ za przejazd tym pociągiem. Dodatkowo tutaj można kupić tygodniowy bilety na metro za 33$.
Zdecydowaliśmy się na zakup w małym kiosku przy bramkach. Tam zaskoczenie, bo sprzedawca wydał część kwoty, a resztę w monetach (3$) trzymał nad puszką na tipy pytając, czy może je wrzucić. Pomyślałem, że widocznie tak tutaj jest i nie protestowałem. Okazało się, że choć klimatów napiwków jest zdecydowanie bardziej nachalny niż w Polsce, to takie sytuacje nie było codziennością podczas reszty pobytu.
W drodze do naszej bazy w Nowym Jorku zaskoczyliśmy się też występem break dance między ludźmi w metrze. Pomyśleliśmy, że zobaczymy jeszcze dużo takich akcji podczas nadchodzącego tygodnia, ale ta była jedyna.
Wreszcie dojechaliśmy na Astorię. Po wejściu do pokoju chcieliśmy się na chwilę położyć, bo o 20 mieliśmy w planach udział w wycieczce „Midtown by night”. Okazało się, że obudziliśmy o 20:30 :). Pojechaliśmy od razu po raz pierwszy doznać Manhattanu.

Najdłuższa piesza wycieczka w historii – dzień 2
-Zawsze lubiłem dowiadywać się więcej o nowych miejscach. Dlatego od pierwszego zetknięcia z ideą „free walking tours” (piesza wycieczka, po której płaci się napiwek w dowolnej kwocie) w 2008 roku w Amsterdamie stałem się ich wielkim fanem.
Dlatego pierwszy zaplanowany dzień zaczęliśmy od najdłuższego free walking toura w moim życiu 6,5-godzinny „New York in one day”. Nie wyczerpało to całości miasta, ale odwiedziliśmy Dolny Manhattan z Wall Street oraz z miejscami pamięci 9/11. Potem ciekawe dzielnice jak Chelsea (najlepszy food market z tacosami), Greenwich oraz Little Italy i Chinatown.
Już wtedy doznaliśmy różnorodności Nowego Jorku. Gdy po jednej stronie jest szyld witający w „Little Italy”, a po drugiej stronie są szyldy po chińsku.
Zjedliśmy w polecanym na wycieczce lokalu Wo Po. Na ścianach mnóstwo było autografów znanych osób jak George Bush czy Michelle Obama. Porcje było ogromne, ale jadłem lepsze chińskie dania.
Na fali ekscytacji przeszliśmy jeszcze wieczorem Brooklyn Bridge. Zrobiliśmy mały spacer po DUMBO i wróciliśmy do bazy.

Roosevel Island, Harlem i Top of the Rock – dzień 3
Sobotę rozpoczęliśmy od wycieczki na Roosevelt Island. Mała wyspa między Queens, a Manhattanem, na którą można dojechać kolejką podobną jak na Kasprowy. Właśnie ten przejazd był największą atrakcją.
Potem przeszliśmy przez fragment Central Parku, który zadziwił nas swoją różnorodnością. Myśleliśmy, że to park z kilkoma stawami, a kilka dni później spędziliśmy 4,5 godziny na wycieczce po 2/3 tego miejsca. Spokojnie można tam spędzić cały dzień.
Głównym planem na dzień był jednak Harlem. Nie jest to prawdopodobnie pierwszy pomysł dla wielu turystów odwiedzających Nowy Jork, ale bardzo byłem ciekaw takich mniej pocztówkowych miejscy. Tym bardziej że tego dnia można było skorzystać z kolejnej wycieczki.
To był już totalnie inny świat. Dużo akcji na ulicach. Chaos w stosunku do Midtown położonego kilka przystanków metra w dół Manhattanu. Nasz przewodnik co chwila puszczał muzykę połączoną z poszczególnymi przystankami.
Hitem pokazującym klimat tej dzielnicy była końcówka. Mamy już 30 minut opóźnienia. Grupa ok 40 osób czeka, a nasz przewodnik jest zawołany przez typków, których można spokojnie nazwać szemranymi. Siedzą na krzesłach ogrodowych przed pralnią. Okazuje się, że jeden z nich ma urodziny i częstuje naszego przewodnika jakimś nieokreślonym alkoholem. Ten po chwili dyryguje naszą grupą do śpiewania „happy birthday”.
Wycieczka kończyła się w pobliżu słynnego lokalu Sylvia’s place. Na pogrzebie założycielki przemawiał m.in. Bill Clinton i była ona wielkim symbolem Harlemu. My tam nie mieliśmy okazji zjeść, bo potrzebna była rezerwacja. Radzę zadbać o to wcześniej, jeśli chcecie sprawdzić to miejsce. Sprawdźcie też ceny, bo spodziewaliśmy się trochę niższych w takim „lokalnym” miejscu.
Wieczorem pojechaliśmy na punkt widokowy „Top of the Rock” w Rockefeller center. Warto kupić bilety przez Trusted Tours z kodem NYTO5.
Zamiast ponad 100$ (podwyższona stawka na zachód słońca) zapłaciliśmy 75$ za dwa bilety.
Zdecydowanie warto zaplanować 2 godziny i zobaczyć miasto za dnia, a potem w nocy. Sam wolę miasto w tej drugiej aranżacji, a szkoda byłoby nie móc porównać.








Dzień 4 w deszczu to pora na Midtown i Standup
W Nowym Jorku często zdarza się deszcz. Niestety wisiało to też nad naszą wycieczką. Deszczowo było w niedzielny poranek, ale jak widać po naszym intensywnym planie w pierwsze dni — należał nam się odpoczynek.
W innym miejscu pewnie zostalibyśmy w pokoju. Tutaj wybraliśmy sobie kawiarnię z widokiem na ulicę i tak na kawie rozważaliśmy, że na pewno chcemy być tutaj częściej niż raz w życiu. Może kilka tygodni co roku?
Tego dnia mieliśmy też w planach kolejną wycieczkę (jak dobrze, że mam Żonę akceptujących ten mój nałóg, a nawet podzielającą ciekawość do świata). Tym razem poznaliśmy historię Midtown, czyli m.in. Central Station, Empire State Building itd.
Planem na wieczór był stand-up, ale mieliśmy wielkie wątpliwości. Wszystko odbywało się na dalekim Brooklynie (chyba 1,5h na dojazd), a wejściówka na Airbnb kosztowała tylko 1$. Byliśmy gotowi zrezygnować, ale trochę głupio było przed koleżanką poznaną na wcześniejszej wycieczce, z która tam się umówiliśmy.
Okazało się, że był jeden z fajniejszych wieczorów. Tak naprawdę bilety kosztowały 10$ online i 20$ na wejściu, a tylko przez Airbnb wychodzi to tak promocyjne. Spotkaliśmy nawet znajomych z jednej wycieczki, którzy trafili tam poprzez research najciekawszych opcji na standup w Nowym Jorku.
Usiedliśmy w drugim rzędzie na wprost komików, więc spodziewałem się, że będziemy mieć jakąś interakcję.
Nasza koleżanka dostała pseudonim „sex freak”, bo podczas jednego z występów padło pytanie czy ktoś ma doświadczenia z seksem grupowym i ona akurat podrapała się po nosie, co wyglądało na nieśmiałe zgłoszenie 🙂
Ja natomiast byłem zapytany o kobiece sprawy ginekologiczne. Nie najłatwiejszy temat na rozmowy po angielsku ze standuperką 🙂
Choć dzielnica nie wyglądała najciekawiej, to sprawnie wróciliśmy do domu.


Central Park, Muzeum 9/11, Greenpoint i rooftop bary – dzień 5
Tego dnia zwiedzaliśmy ze wspomnianą już wycieczką Central Park. Historie, mnóstwo zakątków i ciekawych miejsc. Zdecydowanie warto trochę więcej dowiedzieć się o tym parku. Do tego widoki są niezapomniane.
Po południu odwiedziliśmy Muzeum 9/11, które jest położone pod pomnikami w miejscu wież. W poniedziałki można skorzystać za darmo, ale trzeba rano wygenerować bilet. Niestety serwer bardzo się wiesza, więc nie ma pewności czy każdemu chętnemu się uda.
Wystawa jest bardzo ciekawa, ale nieświadomie zaczęliśmy od mniej interesującej części pod jedną z wież. Dopiero potem odkryliśmy, że najważniejsze elementy są po drugiej stronie i zabrakło nam czasu. Końcówkę już mijaliśmy wyganiani przez strażników.
Wieczorem przed odwiedzeniem Rooftop baru Westlight odwiedziliśmy „polską” dzielnicę Greenpoint. Niestety coraz mniej tam śladów polskości. Zjadłem schabowego z mizerią za 17$ w Polka Dot, który nie zachwycał. W lokalnej polskiej gazecie dowiedziałem się, że Polacy kiedyś kupowali tam mieszkania np. za 10k$ (bo było bardzo niebezpiecznie), a sprzedawali za milion po zmianie charakteru dzielnicy. Z takimi środkami łatwo było kupić coś na przedmieściach lub wrócić do Polski.
W Westlight niestety musielibyśmy czekać na stolik 45 minut, więc popatrzyliśmy na Nowy Jork z nowej perspektywy i ruszyliśmy do innego rooftop baru – The Crown. Tam widok zrobił na nas prawie takie samo wrażenie jak kilka dni temu z „Top of the Tock”. Wypiliśmy po drinku (ok 19$ z podatkami za jeden, bez napiwków) i ruszyliśmy odespać kolejny intensywny dzień.






Statuta Wolnośc, Greenwich, Brooklyn Height i mecz NBA Brooklyn Nets – dzień 6
Jeśli wpiszemy w Google frazę „Nowy Jork” i będziemy chcieli zobaczyć zdjęcia to mamy pewność, że zobaczymy jeden charakterystyczny obiekt — Statuę Wolności.
To był nasz plan na ten dzień. Pojechaliśmy metrem na południowy skrawek Manhattanu, skąd odpływa prom na Staten Island (darmowy), który przepływa blisko Statuy Wolności. Była rozczarowaniem, bo jest mniejsza, niż nam się wydawało.
Polecamy zająć miejsca na tyle promu, by z nich zobaczyć widoki na Manhattan. Na samej Staten Island warto szybko pobiec po wysiadce, aby od razu wsiąść na prom powrotny. Podobno nie ma tam nic ciekawego.
Następnie odwiedziliśmy Battery Park i East Village, gdzie odebraliśmy paczkę z ogromną ilością pieczywa z Too Good to Go. Nigdy nie wiadomo, co dostanie się w takiej paczce, ale kosztuje to ok 5$, więc przy nowojorskich cenach można czasem złapać dobrą okazję.
Tym razem liczba suchych bajgli była przytłaczająca. Próbowałem sprezentować je kilku mijanym bezdomnym, ale tylko jeden wyraził chęć. Reszta chciała pieniądze. Ostatecznie zostawiłem torbę z informacją „Free bagels” na jednej z ławek.
Tego dnia trafiliśmy też do domu Friendsów oraz po kolejny odwiedziliśmy dzielnicę Greenwich, która zrobiła na nas wrażenie podczas pierwszej wycieczki.
Po drodze do hali Barclays Center, odwiedziliśmy dzielnicę Brooklyn Heights. Kolejny ciekawy punkt widokowy z nową perspektywą na Dolny Manhattan i dzielnica z unikalnym klimatem
Plan na wieczór to mecz Brooklyn Nets – Houston Rockets. Sam mecz to jedno, ale oprawa była niesamowita. Gdy trenerzy brali czas na 2,5 minuty, to zawsze była jakaś atrakcja w pogotowiu np. quizy, konkursy sprawnościowe, występy i wiele innych. Zdecydowanie warto tego doświadczyć podczas wizyty w Stanach.



Talk show z Whoopie Goldberg i ostatnie punkty wycieczki – dzień 7
Po raz kolejny mieliśmy przejść się przez Central Park, ale padał deszcz. Do studia telewizyjnego ABC musieliśmy dojechać metrem. Niestety akurat tego dnia były z tym problemy. Ostatecznie dotarliśmy jako ostatni uczestnicy.
Ale uczestnicy czego?
To była atrakcja, o której nigdy byśmy nie pomyśleli, gdyby nie research przed wyjazdem. Okazało się, że jest specjalna strona, na której można uzyskać bilet do udziału w talk show! Do niektórych można się dostać łatwiej, do innych trudniej. Nam zależało tylko na doświadczeniu. Mieliśmy bilety na kilka nagrań, ale poszliśmy dopiero w deszczowy dzień.
Trafiliśmy konkretnie na program „The View”, w którym jednym z hostów jest Whoopie Gooldberg. Chcieliśmy tylko zobaczyć to od kuchni, a było to naprawdę fajne doświadczenie. Np. jest specjalna osoba do zabawiania i wciągania publiczności w interakcję w przerwach na reklamy. My opowiadaliśmy o historii naszego poznania i raz była dyskusja o prezentach ślubnych to poproszono nas o odpowiedź, jak to wygląda w Polsce.
Po nagraniu poszliśmy do miejsc, które były nieco niżej na liście priorytetów np. pub będący inspiracją dla McLarens w „How I met your mother?” Potem sklep Harrego Pottera dla Kasi. Ja chciałem odwiedzić Madison Square Garden.
Byliśmy świadkiem ciekawej sytuacji, gdy stanęliśmy z jednym facetem na przejściu w momencie, jak odpalał jointa. Po chwili usłyszeliśmy jak zagadał go człowiek wyglądający na brokera, zupełnie z innego świata. Tak sobie szliśmy z nimi 7 Aleją od światła do światła słysząc czasem strzępki rozmów. Było coś w tym bardzo nowojorskiego.
Dzień skończyliśmy drinkiem w rooftop barze w Dumbo. Doszliśmy tam mostem Manhattańskim, a wróciliśmy Brooklyńskim. Fajne pożegnanie z Nowym Jorkiem.
Powrót do domu – dni 8, 9 i 10
Ostatniego dnia skorzystaliśmy z promu płynącego z „naszej” Astorii do dzielnicy finansowej. Trafiliśmy do zadziwiająco ciekawych muzeów – Amerykańskich Indian i Drapaczy Chmur. Wstęp do obu placówek za darmo.
Stamtąd ostatni raz przeszliśmy do strefy zero. Tam w podziemiach centrum handlowego odjeżdżają pociągi do Newark, skąd mieliśmy lot. Wysiedliśmy jeszcze przy Exchange Plaza, aby zobaczyć bardzo przejmujący pomnik katyński. Stoi nadal w bardzo eksponowanym miejscu, ale już była wielka afera związana z planami przeniesenia.
Planowaliśmy coś zjeść na stacji w Newark, ale wyglądało to patologicznie, z bardzo wyraźnym smrodem wszędzie, więc szybko wsiedliśmy w autobus nr 62. Dojechaliśmy na lotnisko i na szczęście były zaskakująco dobre (jak na lotnisko) opcje obiadowe. Wybraliśmy „Pandę” – smakowało nawet lepiej niż w Chinatown.
Niestety wystartowaliśmy ze znacznym opóźnieniem z powodu pogody i nie było szans, aby zdążyć do Monachium na lot przesiadkowy do Poznania.
Dzień 9
Gdy samolot nie zdąży na przesiadkę, to linia ma obowiązek przebookować nam bilet na następny możliwy lot i zapewnić ciepły posiłek. Dostaliśmy nawet maila, że wydarzyło się to automatycznie. Dla nas oznaczałoby to 10 godzin oczekiwania po kiepskiej nocy w samolocie.
Nie była to żadna opcja.
Przedstawiliśmy swoje racje w Service Desku i przebookowano nam lot na następny dzień rano, a do tego dostaliśmy hotel z kolacją i śniadaniem. Super sprawa, mieliśmy okazję jeszcze zwiedzić Monachium.
Co prawda byliśmy wykończeni, ale zdążyliśmy wypić piwo w słynnej piwarni, zjeść wursta i zobaczyć okolice głównego placu.
Dzień 10
Udało się szczęśliwie wrócić do Poznania, a potem do Konina. Kolejny niesamowity wyjazd za nami!
Podsumowanie
Przed wycieczką do Nowego Jorku obawiałem się, czy nie będę tak zawiedziony tym miastem, jak wiele osób bywa zawiedzionych Paryżem (tzw. syndrom paryski). W końcu to miasto nie ma wielkich zabytków.
Jednak ma niesamowity klimat. Nie potrafię tego opisać, ale wspaniale było w to wsiąkać.
Nowy Jork to nie do końca miejsca do zwiedzania, ale doświadczenia. Bardzo polecam!
Byłem sześć dni w Nowym Jorku w lutym 2014 roku. Zawsze było to moja marzenie i miasto również mnie zachwyciło.
Loty udalo mi się ustrzelić za około 800 złotych na trasie Warszawa – Londyn – Nowy Jork – Londyn. I z Londynu już wracałem Ryanairem z innego lotniska. Promesę wizową wyrabiałem w Krakowie. Pamiętam, że bardzo się stresowałem, bo moja znajomość angielskiego była praktycznie zerowa. Tak samo już po przylocie miałem stres, bo podróżowałem sam, a tutaj z celnikiem trzeba rozmawiać 😉
Nie miałem tak napiętego planu jak Wy. Trochę także z powodu pieniędzy. Po prostu chłonąłem miasto. Nie wjechałem także na żaden szczyt wieżowca, bo założyłem sobie, że jeszcze tutaj wrócę i muszę zostawić coś na potem. Na razie nie wróciłem 😉 Teraz uważam, że to głupie, ale wtedy byłem młodszy.
Pamiętam, że w pierwszy dzień, jeszcze bez snu (albo krótkiej drzemce?), zrobiłem na jetlagu ponad 40 km pieszo. Zaskoczyło mnie, że tak bardzo ludzie się do siebie uśmiechają i tak często prowadzili ze mną small talk, choć potem (a byłem tylko 6 dni!) trochę mnie to męczyło (pewnie też przez słabą znajomość angielskiego).
Spałem w hostelu (pokók chyba 4 lub 6-osobowy) zaraz obok Central Parku.
Z takich ciekawostek to trzy dni przwyczajałem się, że można przejść na czerwonym świetle, a potem w Polsce po powrocie się zapomniałem i dostałem kilka dni po przylocie mandat (ale wygrałem w sądzie ;)).
Od wyjścia z hostelu na Manhattanie do wejścia do swojego mieszkania w Katowicach minęło prawie 40 godzin. I ja nie poszedłem od razu spać, tylko jeszcze się wypakowałem i zrobiłem pranie. W sumie zawsze tak robię, ale dziś się z tego śmieję, że po tak długiej podróży nie mogłem sobie dać kilku godzin na sen 😉
Całkowity koszt wyjazdu wyniósł mnie około 4200 złotych. Wliczam w to także transport po Polsce i UK (np. na lotnisko), wizę (w tym dojazd do Krakowa) czy kupno papierowego przewodnika. Totalna całość. Oczywiście było warto.
Pozdrowienia dla Was.
Dzięki Piotrek, dopiero dojrzałem Twój komentarz 🙂