Piszę do Was ostatnią „azjatycką” relację z Poznania. Jestem już tu od soboty. Na podsumowania całego wyjazdu, porównania i inne ogólne teksty przyjdzie wkrótce czas. Dzisiaj mam napięty terminarz (koniec tajskiego luzu ;), więc szybko przechodzimy do ostatniego tygodnia.
Jednym z ważniejszych czyników przy planowaniu powrotu było to, abym wracał po konferencji DNX w Bangkoku. Jest to największy zjazd digital nomadów na Świecie (ludzi pracujących zdalnie i podróżujących po Świecie). Bilet na to wydarzenie kosztował w najwcześniejszej przedsprzedaży 97euro, także od razu napisałem do organizatorów ofertę pomocy. Dostałem pozytywną odpowiedź i z niecierplowością oczekiwałem na wydarzenie.
Wreszcie nadeszła data 2 marca i od wczesnych godzin ranych robiłem wiele rzeczy w teatrze Lido w Bangkoku. Na początku rejestrowałem uczestników, potem sprawdzałem czy tajski technik odpowiednio przygotowuje prelegentów do wyjścia na scenę. W międzyczasie były pewne zgrzyty między mną, a event managerami. Ostatecznie wszystko wyszło dla mnie bardzo na plus.
Od razu po dniu prelekcji trafiłem do zaprzyjaźnione coworkingu, gdzie poznaliśmy przypadkiem z Andrew (innym wolontariuszem na tej konferencji) architekta Louisa, 62latka z USA, który mieszka od 22 lat w Bangkoku. Niesamowity czas, trzy godziny opowieści o starym Bangkoku oraz architekturze mineło jak kilka minut. Musieliśmy zbierać się imprezę i tylko dlatego przerwaliśmy bardzo ciekawą rozmowę.
Impreza to przede wszystkim nawiązywanie i zacieśnienia kontaktów z podobnie myślącymi ludźmi z całego Świata. Bezcenna wartość!
Kolejnego dnia odwiedziłem ponownie coworking Wolf, bo odbywał się tam drugi dzień networkingu, a potem bazar rzeczny Asiatique. Znacznie oddalony od mojego miejsca zamieszkania, ale słyszałem pogłoski o uroku tego miejsca i postanowiłem to sprawdzić. Było dobrze, zrobiłem trochę ciekawych zakupów m.in. koszulkę pamiątkową z BKK, jednak wolę Kontenery w Poznaniu:)
Ostatni dzień to dopinanie spraw biznesowo-zawodowych z Piotrem Motylem i pożegnalna kolacja na której miałem możliwość spotkania kolejnych ciekawych osób m.in. markterera Pawła Danielewskiego.
Aż nadszedł ten długooczekiwanych piątek.
Dotarłem bez przeszkód na lotnisko i miałem trochę problemów z check-in, bo nie było mnie podobno w system. O podróży powrotnej napisałem w poście na fb, który przy tej okazji zacytuję: „Już w grudniu kupiłem najtańszy z możliwych biletów, który spełniał warunki: po konferencji dnx, przed końcem wizy, w okolicach imienin Babci i do miejsca oddalonego w logicznej odległości do Poznania. Dodatkowo chciałem uniknąć przesiadek w Moskwie lub Kijowie. Taniej było kupić pakiet Frankfurt+bilet kolejowy do Kolonii niż sam Frankfurt. Tak też zrobiłem, choć nie zamierzałem tracić czasu na oddalanie się od Polski i miałem nadzieję na znalezienie blablacara bliżej daty wylotu. Nic się nie pojawiło. Przy odprawie w Bangkoku pojawiły się jakieś problemy, nie mogli znaleźć mojej rezerwacji itd. Wreszcie dostałem bilet i na pytanie czy było coś z FR odpowiedziałem, że nie, bo po co mi ta Kolonia. 12godzin w locie minęło nawet całkiem przyjemnie z filmami, ebookami i muzyką. Cały czas nie miałem jednak transportu do Poznania, gdzie bardzo mi się z oczywistych względów spieszyło, choć ufałem że pojawi się jakaś dobra opcja. Po wylądowaniu i odebraniu bagażu poszedłem poszukać jakieś opcji na stopa, spytałem się jednego Niemca o podwózkę na stację, a on że nie ma żadnej w okolicy na autostradzie. Do tego poczułem pierwszy raz od dawna europejskie zimno. Nie wyglądało to najlepiej więc postanowiłem odebrać ten bilet do Kolonii w razie i czego oraz sprawdzić neta. Przy odbiorze spytałem się zamienić cel na podróży na Berlin, pani obsługująca odp ze nie ma takiej opcji. Nadal jednak były problemy z systemem i nie było mnie. Poprosiłem o potwierdzenie tego, że ni dostanę jakże ważnego dla mnie biletu. Ona jednak powiedziała, że będzie załatwione. Nie była jakoś super miła i wręczyła mi bilet ważny dwa dni. Trochę mnie to zaskoczyło, bo wykupiony miałem na konkretną godzinę. Potem się wczytałem w niego i nie mogłem nigdzie znaleźć słowa „Koln” zamiast tego coś o German Network. Pojawiła się pewna nadzieja, ale postanowiłem ją zweryfikować. Zrobiłem to w 4 okienkach takie to było nieprawdopodobne… Dostałem bilet obowiązujący na wszystkie pociągi ICE w Niemczech. Korzystając z niego ruszyłem kolejno do Erfurtu, Berlina i potem do Poznania. W stolicy de spędziłem 4h, a w pociągu do Polskie teoretycznie powinienem zapłacić za podróż od granicy. Jednak minęliśmy się z konduktorem.
Nie mam pojęcia czy kobieta wydająca ten bilet dała mi go celowo czy przez pomyłkę, ale nic lepszego nie mogło mnie spotkać:)
Koszt takich podróży kolejowych na normalnych biletach wyniósłby ok 700zł.”
W Poznaniu byłem strasznie podekscytowany, bo miałem do zrealizowanie pewien plan. Brat zawiózł mnie do domu powiedział Babci, która miała dzień wcześniej imieniny „pójdę tylko do samochodu po prezent” i po kilku chwilach wkroczyłem jako niespodzianka. Było to dość ryzykowne, bo ładunek emocjonalny był gigantyczny. Zapowiadałem swój powrót na dwa tygodnie później. Jednak skończyło się na łzach:)
Kolejne dni to mecz Lech-Cracovia, kolejne spotkania za ludźmi za którymi tęskniłem i totalna senność w dziwnych momentach. Oczywiście ciężko mieć cały czas pozytywny nastrój, gdy wpada się po kilku miesiącach lata w jesień, ale generalnie strasznie się cieszę z tego jak wszystko się udało oraz szczęśliwego powrotu do miasta mojego życia:)
Mam już kilka pomysłów na ogólne posty o Tajlandii, także w tym temacie będzie co czytać. Będę również pisał niepodróżniczo, ale o tym dowiecie się w swoim czasie.
Misja zakończona! Thank You Thailand:)
Tomku, jak zwykle szczęście Ci dopisuje 🙂 Mam nadzieję, że gdzieś w Poznaniu się spotkamy i usłyszę trochę relacji na żywo 🙂