Kilka dni temu Facebook poinformował mnie o istnieniu Festiwalu Kawa w Poznaniu. Nazwa dość jednoznaczna, więc choć nie jestem wielkim degustatorem tego trunku, to postanowiłem dać szansę temu wydarzeniu i poświęcić kilkadziesiąt sekund na przejrzenie jego opisu.

Okazało się, że tygodniowe święto kawy w moim mieście polega na przygotowaniu przez kilkanaście kawarni specjalnego zestawu, składającego się z ciasta i czarnego napoju. Oba elementy miały mieć pewnego rodzaju eksperymentalny charakter, a dodatkowo kosztować tylko 10 zł za całość (nie ukrywam, że zwracam uwagę na ten aspekt ;)).

Lubię odkrywać nowe rzeczy. Szczególnie w Poznaniu, w którym chciałbym znać każde miejsce i zaułek. Przy okazji Festiwalu mogłem sprawdzić kawiarnie, o których nawet wcześniej nie słyszałem.

Dodatkowo od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem stworzenia subiektywnego przewodnika po miejscach do pracy dla osób mogących wykonywać ją zdalnie. Jednak ostatecznie nie zrealizowałem tego planu. Dość szybko odkryłem, że najlepiej poza domem pracuje mi się w Plus Jeden.  Poza tym jestem popsuty cenami kawiarni w Bangkoku (Serio, 17 zł za średnią kawę w sieciówkach w Polsce? Nawet przy zarabianiu w dolarach jakoś dziwnie płacić więcej niż za obiad.) i często zdarzały się wpadki, np. z Internetem w nowych miejscach. Na które bardzo często szkoda mi już czasu.

Przy okazji Festiwalu postanowiłem jednak zrobić wersję „mini” takiego zestawiania i odwiedzić cztery miejsca dzień po dniu, przy okazji mając możliwość szybkiego przeniesienia się do ulubionego coworku lub do domu (obecnie mieszkam w centrum), aby dokończyć swoją pracę w razie problemów z Internetem.

Na początku wybrałem się do „Cafe Misja”, która jest położona w jednym z moich zakątków Poznania

Dokładnie w budynku Kolegium Jezuickiego, obok Fary i Urzędu Miasta Poznania.

W „Cafe Misja” jest bardzo dobry Internet. Nie miałem żadnych problemów z normalnym użytkowaniem, a także z uploadem filmików z ofertami dla potencjalnych klientów. Dodatkowo bardzo podobało mi się tło przy pracy.

Pod względem możliwości wykonania pracy jest to bardzo dobre miejsce.

Podczas Festiwalu „Cafe Misja” oferowała:

  • Złoto czy brąz? Kawa z kurkumą, cynamonem i chili w wersji z mlekiem lub bez mleka.
  • Rarytas z Olimpii. Klasyczny sernik z malinami i bitą śmietaną.

Wybrałem kawę w wersji z mlekiem i była OK, ale dziwna. Zrobił się jakby wielki kożuch, który skupił w sobie wymienione przyprawy. Sernik był bardzo dobry, szczególnie ciepłe maliny… Zawsze robią dobrą robotę.

 

Kolejnego dnia wybrałem się do „W filiżance Cafe” przy ul. Wrocławskiej

Choć mijałem tę kawiarnię wielokrotnie, to nigdy nie byłem w środku, a zdecydowanie warto zobaczyć m.in. zabytkowy strop. Bardzo fajny jest również widok ze środka na ulicę.

Co do możliwości pracy. „W filiżance” również jest dostępne wi-fi, ale program do sprawdzania prędkości przesyłu danych nie potrafił zmierzyć prędkości. Nie było problemu z normalnym korzystaniem, ale problem z uploadem sprawił, że dość szybko przeniosłem się do „Plus Jeden”.

Wnętrze kawiarni jest dość ciasne, więc przyjście jednej rodziny szybko uniemożliwiło nagrywanie czegokolwiek ze względu na dźwięki, ale po to się chodzi do kawiarni… aby pogadać 🙂

Ofertą na Festiwal „W filiżance cafe” był zestaw:

  • Chocolatte
  • Czekoladowa Bila

Niewątpliwym plusem napoju była płynna czekolada na dnie, choć nie jest to coś, za czym bardzo tęsknię. Czekoladowa Bila była OK, ale też mnie nie porwała.

Następna w kolejności była „Mandala Cafe & Restaurant”

Kolejnego dnia postanowiłem sprawdzić klimat „okołoindyjski” w następnej kawiarni przy ulicy Wrocławskiej.

Podczas wielu nomadycznych testów nauczyłem się, aby unikać do pracy miejsc, w których serwowane jest jedzenie. Większy ruch i zapach jedzenia nie sprzyjają pracy. Podczas zeszłorocznego pobytu na tajskiej wyspie Koh Phi-Phi znalazłem najlepsze łącze w restauracji (generalnie był z tym problem) i zapytałem się właściela, czy nie przeszkadza mu, że po obiedzie będę zostawał na 3 godziny. Nie miał z tym problemu, więc na kilka dni miał stałego klienta.

W „Mandali”, mimo oferty restauracyjnej, nikt wokół mnie nic nie jadł, a ja miałem tylko godzinę na testowanie miejsca.

Pod względem szybkości Internetu w piwnicy w „Mandali” były dobre wyniki, ale niestety na górze było wyraźnie gorzej. A kto chce spędzić kilka godzin w piwnicy, będąc wolnym człowiekiem? Czas uploadu był kilkukrotnie dłuższy niż w „Misji” i „Kahavie”.

Podczas festiwalu w „Mandali” można było spróbować:

  • Rozgrzewająca kawa miodowo-imbirowa z pomarańczą
  • Mandalowa kremówka (napoleonka). Puszysty śmietankowy krem z mascarpone i musem z gruszki na cieście francuskim, obsypany słodkim pudrem z owoców leśnych i róży

Wszystko bardzo dobre, choć porcja kremówki skończyła się za szybko. Tak jak to często bywa z dobrymi rzeczami w życiu 🙂

Ostatnia na liście była „KAHAWA Kawa i Książki”

W sobotnie przepołudnie postanowiłem wybrać się w dalszą wyprawę i zdecydowałem się sprawdzić „Kahawę” przy placu Cyryla Ratajskiego, w której obecnie jestem ze względu na część nazwy „Kawa i Książka”. Lubię książki, więc to zdecydowało o wyborze.

Na początku zaskoczyła mnie ilość ludzi i dopiero po chwili znalazłem dla siebie miejsce przy większym stole w drugim pomieszczeniu. Tutaj czekają na nas wbudowane gniazdka i krzesła nadające się do pracy. Dodatkowo Internet działa bardzo dobrze, także przy uploadzie. Jedynym mankamentem w mojej  sytuacji jest brak fajnego tła do nagrywania filmików, ale to już moje bardzo specyficzne wymaganie.

Oferta kulinarna na Festiwal: 

  • Latte Milonga – w parze kawa czarna z zieloną
  • Bo do tanga trzeba dwojga – w parze chilli z kawą, energetyczną, reinterpretacja sernika

Sernik był najlepszym „słodkim”, jakie jadłem podczas tych czterech dni. W kawie trochę denerwowały elementy, których nie potrafiłem ocenić, ale to być może ja jestem igorantem. Generalnie była również OK.

Podsumowanie i ranking

Powyższy test tworzyłem jako ignorant w temacie kawy, który dopiero podczas pobytu w Portugalii i Kolumbii kilka miesięcy temu docenił picie espresso, dlatego proszę nie brać mojej opinii jako wiążącej.

Najważniejszym aspektem dla mnie jest możliwość wykonywania pracy zdalnej w danym miejscu, a wrażenia kulinarne są istotnym dodatkiem. Jednak nawet najlepsze doznania nie przesłonią stresu, gdy chce się coś wykonać i nie jest to możliwe.

Na podstawie mojego małego testu ranking 4 ostatnich dni przedstawia się następująco:

  1. Kahava – za warunki i sernik
  2. Cafe Misja – za klimat, tło i sernik
  3. Mandala – za kremówkę
  4. W filiżance

Niemniej do żadnego z tych miejsc nie mam większych zastrzeżeń. Każde ma swoje niewątpliwe plusy i do każdego chętnie wrócę. Przy okazji bardzo się cieszę, że miałem możliwość i motywację odkryć kolejne miejsca w moim mieście. Często pod kątem wracy wybierałem sprawdzone i pewne rozwiązania, a jak widać warto eksperymentować i otwierać się na nowe, nie tylko w podróży.

Dziękuję pomysłodawcom Festiwalu za te 4 dni i obsłudze opisywanych miejsc za dobre doświadczenia spędzonego tam czasu.

PS Jeśli jesteś pierwszy raz na moim blogu i interesujesz się tematyką pracy zdalnej, to dołącz na Facebooku do grupy ludzi pracujących tam, gdzie chcą – polish digital nomads

 

Share This

Pokaż Światu jakiego fajnego bloga czytasz

Z każdym udostępnieniem zbliżasz się do życia wolnego od lokalizacji